Czy jest tu jakaś szyjąca osoba, która nigdy nie powiedziała jaka szkoda, że nie mogę uszyć sobie butów? W końcu szyjemy co się da: od poszewek, narzut, torb na zakupy, torebek do sukienek, spodni, płaszczy czy kurtek. W temacie szycie jesteśmy w miarę samowystarczalni - chętnie zrobimy przeróbki, które nam "zajmą tylko chwilę" a i grubszego tematu się podejmiemy jak będzie trzeba. Problem pojawia się, kiedy nie możemy znaleźć odpowiednich dla siebie butów albo po prostu kiedy wyobraźnia nas ponosi. Otóż
Nie możemy uszyć sobie butów
No może takich typowo na zewnątrz, bez użycia poważniejszych maszyn do szycia nie, ale takich po domu? Wystarczy niepoważna maszyna i trochę kombinowania i być może wyjdą z tego kapcie i być może ktoś nawet powie, że wyglądają jak ze sklepu? Chociaż patrząc na jakość sklepowych rzeczy, nie jestem przekonana czy odbierać to jako komplement.
Ostatnio bardzo dużo wymyślam, planuję i kombinuję czyli po prostu myślę co bym to ja nie zrobiła. Planowanie jest fajne i znacznie prostsze niż działanie jednak nic konkretnego z samego planowania nie powstaje (jestem Kolumbem!) - więc do dzieła!
W internecie jest mnóstwo darmowych wykrojów na kapcie (wystarczy wpisać w wyszukiwarce ang. slippers sewing pattern, wool slippers pattern). Wcale nie musicie drukować znalezionego wykroju, wystarczy jako bazy użyć filcowych wkładek do butów i na podstawie znalezionych szablonów naszkicować całą resztę dopasowując ją do wymiarów wkładki. Warto zwrócić uwagę na wysokość podbicia, bo co z tego, że ucieszymy się z uszycia kapci jak nam noga nie wejdzie. Możecie też przyłożyć wykrój do dość dobrze dopasowanych do waszej nogi butów i jeśli mniej więcej wszystko gra to powinno być dobrze. Ja, jak zwykle przezorna ubezpieczona, zrobiłam przeszycie próbne, co i Wam polecam. Wprowadziłam większe poprawki jak wspomniana korekta wysokości podbicia i inne kosmetyczne.
Potem sięgnęłam do przepastnych zapasów tkanin i dzianin (i futer!) i wygrzebałam co potrzebowałam. Trochę szycia, przymiarki, drobne poprawki. Trochę się zmuszałam żeby wrócić do szycia po tym jak odstawiłam dwa rozczłonkowane kapcie na bok.
Zapytacie po co właściwie robię sobie problem z szyciem kapci? Raz, że poprzednie były już wiekowe, dwa pies pomógł im dokonać żywota, trzy - jestem szalona, nie pociągają mnie proste rozwiązania. Co tam, że szybciej, łatwiej i może nawet taniej (oczywiście licząc także swój jakże cenny czas) byłoby kupić gotowe?
Tym bardziej, że gotowe kapcie w różnych formach same proszą się żeby je przygarnąć. Krzyczą z gazetek reklamowych marketów i z koszy w second handzie. W tym drugim jest ich obfitość - w końcu zaczął się sezon. Mówią weź mnie, wypierz, wysusz, będziesz miała wreszcie w czym po domu łazić. Ale nie, kupić to każdy potrafi, ja nie będę taka, zrobię to sama! Nieważne, że mnie wieczność jesień i zima zanim zrealizuję ten misterny plan. Ale wiosną przecież też bywa zimno, c'nie? A i płytki w kuchni nagle nie dostaną ogrzewania podłogowego w lecie prawda?