Dziewczyny (joulenka,thinkoinggraphic) poleciały ostatnio z dobrymi radami.
Jako, że ja wielu dobrych rad nie mam, a moje szycie jest slow głównie dlatego,
że jestem leniwa i szybko się zniechęcam to mam dla Was inne porady.
Mój przepis na szyciową porażkę - co zrobić żeby uszyć ubranie bez sensu i przyszłości
Kompulsywne szycie - odreagowywanie szyciem - czyli zajęcie się czymkolwiek i szybko w sytuacjach stresowych. Bez zastanawiania się nad niczym, już w trakcie budzi frustrację, bo takie szycie od początku jest skazane na porażkę - jego celem nie jest uszycie fajnego ciucha a zajęcie rąk i myśli czymkolwiek.
Produkcja masowa - eksploatowanie 1 udanego wykroju w nieskończoność, bez większych zmian. Często wiąże się z powyższym punktem - przy kompulsywnym szyciu taki wykrój sprawdzi się idealnie. Gorzej jeśli jest to 10 bluzka podstawowa - no chyba, że kompletujemy garderobę naprawdę od zera.
Kolor - źle dobrany może zepsuć wszystko. Szyłam dużo rzeczy z jasno szarej dzianiny - niby wszystko było ok, jednak kolor zrobił z każdej rzeczy piżamę. Trochę czasu zajęło mi dojście do tego, dlaczego uszyte przeze mnie ubrania nadają się jedynie na...ścierki.
Materiał / fason - gruby polar plus odszycie z polaru - naprawdę myślałam, że ta cześć będzie się miękko układała? Rozsądne podejście do tej kwestii może uratować sytuację jeszcze na etapie planowania.
Saper - też mylisz się tylko raz wierząc, że wykroje z Burdy nagle zaczną pasować, skoro nigdy tak nie było. Kroisz płaszcz z pięknej wełny bez uszycia modelu próbnego z prześcieradła i tak leży już rok w pudle. Że podobno no risk no fan? Nie sądzę, że sprawdzi się w tym przypadku.
Reanimowanie trupa - wszystkie znaki na ciuchu i w lustrze wskazują na to, że ten związek nie ma sensu. Prujesz, poprawiasz, kombinujesz - nic nie pomaga. Reanimowanie często występuje w następstwie kompulsywnego szycia.
Macie jeszcze jakieś własne, genialne sposoby na to, żeby nic się nie udało?
O tak, co do kompulsywnego szycia się jak najbardziej zgadzam, właśnie kończę rzecz, którą zaczęłam, żeby sobie poprawić nastrój i w końcu psuje mi go nadal ;)
OdpowiedzUsuńha! lubię twój luz, zawsze się uśmieję :)
OdpowiedzUsuńMam za mało czasu na szycie i zawsze kolejka przy maszynie leży - co wyklucza szycie kompulsywne ale... mam inną zaletę psującą: O jaki ładny wykrój/materiał! Muszę sobie to uszyć - a dopiero po fakcie sprawdzam czy mi pasuje :)
OdpowiedzUsuńCzytam, czytam i aż się głupio poczułam... Wow kompulsywne szycie, reanimowanie trupa. Już się bałam, że na blog medyczno-psychologiczny trafiłam. HE he
OdpowiedzUsuńNie ważne, czy się uda, ważne, że to nieudane szycie uleczyło duszę i ciało
Na okoliczność kompulsywnego szycia polecam szycie patchworkowych łapek do garów i podobnych gadżetów. Nawet jak nie będzie pasować do wystroju kuchni, to zawsze przydadzą się jako podkładki do garów, a potem do wyrzucenia bez żalu. ;>
OdpowiedzUsuńKompulsywne szycie, chyba takiego nie mam. Nie ruszam rzeczy, gdy jestem rozkojarzona - bo źle wychodzą. Są dni, że trzeźwo nie myślę. Ale gdy muszę, to wyłączam się i pilnuję tylko szycia. Ale zdarzają mi się wpadki doboru koloru w materiale :)Nieraz każę sobie przybliżyć materiał do okna, bo światło lubi je zmienić także.
OdpowiedzUsuńZ praktyki dodałabym jeszcze uleganie podczas szycia namowom przyjezdnego wujka do próbowania samorobnych nalewek- to nigdy nie wróży nic dobrego :D
OdpowiedzUsuńA książek nie chciałabyś pisać? Czyta się świetnie, nawet mój mąż się uśmiał :)
OdpowiedzUsuńHaha skoro każdy może to może i ja też ;)
UsuńPrzewrotny wpis, fajny pomysł
OdpowiedzUsuńNo to mamy trzecią część trylogii. Pierwsze dwa tomy napisały Joasia i Julia:)Ja się często łapię na saperce bo nie chce mi się szyć modeli próbnych. Ale za to dokładnie mierzę i "przymierzam" papierową formę.Chociaż tyle :)
OdpowiedzUsuńŚwięta prawda. Przerabiałam nie raz, nie dwa...
OdpowiedzUsuńfajnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńHeh dzięki ;)
UsuńJa mam jeszcze jeden sposób :) poprosić kogoś o zdjęcie miary - z życia wzięte :)
OdpowiedzUsuńFajny post :)
Jak źle skroisz myśląc, że może jednak jak się uszyje będzie pasować jest zgubne. Szyjesz namęczysz się a tu lipa. Od początku wszystko jest ważne.
OdpowiedzUsuńHi, hi, bardzo celne przemyślenia.
OdpowiedzUsuńDodałabym do listy kompulsywne kupowanie tkanin - nie kupuj na zapas planując w głowie wymyślne kreacje, jakie z nich powstaną. I tak zaraz zapomnisz, co miało powstać z każdej z tych tkanin. Jak już zechcesz coś uszyć, w zapasach nie znajdziesz nic, co by na ten ciuch pasowało i musisz zrobić kolejne zakupy.
Ooo jakbym widziała u siebie szycie kompulsywne i niedopasowanie tkaniny do fasonu, a co idzie za tym reanimowanie trupa za jakiś czas ;)
OdpowiedzUsuńA zapomniałabym - Kasiadj pisze - kompulsywne kupowanie tkanin na zapas. Ale tylko dlatego, że na pewno potem już nic takiego fajnego mi się nie trafi ;)
Idealne podsumowanie :)))))) Ja bym dodała od siebie jeszcze punkt - rozpocząć szycie i odłożyć do nieskończone na dno szafy, z nadzieję że jutro (!) się wyciągnie i dokończy. To mój największy problem... nie kończenie.......
OdpowiedzUsuń